Ze stolicy Dolnego śląska wracamy na tarczy. Przez 25 minut podopieczne trenera Wojciecha Downara-Zapolskiego grały bardzo dobrze. Potem jednak to gospodynie nadawały ton wydarzeniom na parkiecie, a kapitalną skutecznością popisała się Katarzyna Krężel, która trafiła aż siedem z dziewięciu oddanych rzutów trzypunktowych.
Z całą pewnością to właśnie Kreżel wspierana mocno przez Chalysę Shegog dołożyła największą cegiełkę, a właściwie cegłę do inauguracyjnego triumfu wrocławianek. Przeciwko zespołowi, który w swoich szeregach ma tak dobrze dysponowaną zawodniczkę gra się bardzo trudno. Początek dzisiejszego pojedynku nie wskazywał na to, że w dalszej jego części sprawy przybiorą taki obrót. Pierwsze pięć minut to był popis nieskuteczności z obu stron. Zawodniczki ewidentnie odczuwały presję wynikającą z wagi inauguracyjnego pojedynku. Lepiej poradziły sobie z nią gospodynie, które po 10 minutach prowadziły 16:10. W naszej drużynie na słowa uznania za postawę w pierwszej kwarcie zasługuje przede wszystkim Agnieszka Majewska, która zdobyła osiem z dziesięciu punktów całej drużyny, do tego dołożyła jeszcze trzy zbiórki.
Druga kwarta to coraz śmielsza gra polkowiczanek. Dynamiczne akcje kończone spod kosza bądź obwodu kończyły się kolejnymi punktami i było kwestią czasu, kiedy nasz zespół doprowadzi do wyrównania. Stało się to dwie minuty przed przerwą, a nieco ponad 30 sekund przed syreną kończącą pierwszą połowę. Po efektownej akcji Nicole Michael podopieczne trenera Wojciecha Downara-Zapolskiego wyszły na dwupunktowe prowadzenie. Do przerwy wynik nie uległ zmianie. Czwarta drużyna poprzedniego sezonu prowadziła 32:30.
Drugą połowę nasze dziewczyny rozpoczęły od mocnego uderzenia. Zdobyły pierwsze sześć punktów i przewaga urosła do ośmiu „oczek”. Potem jednak sprawy przybrały skrajnie odmienny obrót. Gospodynie zaczęły mocniej bronić, a naszej drużynie brakowało wcześniejszej agresywności i zadziorności w ataku. Co więcej, zespół był zbyt opieszały w walce na swojej tablicy, gdzie nie potrafiliśmy powstrzymać Shegog. Aż nader widoczny był brak Nikki Greene, która ze względów proceduralnych nie mogła wystąpić w dzisiejszym meczu. Przewaga na atakowanej tablicy pozwalała wrocławiankom zdobywać punkty po ponowieniach. Największym mankamentem w grze naszej drużyny była katastrofalna skuteczność rzutów trzypunktowych. Jedynie trzy celne przy 19 próbach. Taki wynik musi budzić złość każdego kibica. Tym bardziej jeśli zestawimy to z dziewięcioma celnymi rzutami przy 13 próbach rywalek. Łatwo policzyć, że ślęza po rzutach trzypunktowych zdobyła 27 punktów, a nasz zespół zaledwie 9. Inna sprawa, że siedem z tych dziewięciu rzutów na punkty zamieniła Katarzyna Krężel, która zaliczyła jeden z najlepszych meczów w życiu.
Mimo tego, przy większej agresji w defensywie i mniejszej ilości błędów w ataku można było dziś pokonać ślęzę i wracać do Polkowic w odmiennych nastrojach. Naszej drużynie naliczono w całym meczu zaledwie cztery asysty. Wrocławianki miały kluczowych podań 21.
Podsumowując, więcej agresji, mniej błędów, a byłoby dobrze po 40, a nie tylko po 25 minutach.
Przegrana powodem do zadowolenia nie jest, ale mimo tego, że nie udało się z Wrocławia wywieźć kompletu punktów to są powody do zadowolenia. Przez większą część meczów polkowiczanki grały dobrze, nie pozwalając rywalkom na rozwinięcie skrzydeł. Teraz trzeba poprawić błędy, wkomponować do zespołu Greene, a w następnym meczu w Toruniu powinno być dobrze, zwłaszcza, że ekipa z grodu Kopernika, która dziś sensacyjnie przegrała z beniaminkiem z Sosnowca nie ma jeszcze pełnego składu.
ślęza Wrocław – MKS Polkowice 67:56 (16:10, 14:22, 20:12, 17:12)
ślęza: Krężel 25 (7), Shegog 12, śnieżek 8, Zoll 6, Mistygacz 5 (1), Leciejewska 4, Linkeviciene 4, Czarnecka 3 (1)x, Sulciute 0.
MKS: Michael 14, Majewska 14, Stankiewicz 8 (2), McKenith 6, Gala 6 (1), Bojović 6, Kaczmarska 2, Bucyk, Schmidt, Nowacka po 0.